sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 18

Telefon nie przestawał dzwonić. Nakryłam głowę poduszką i próbowałam zasnąć choć jeszcze na chwilę. Nie wiem która godzina,ale nie mam najmniejszego zamiaru wstawać. Niestety ten ktoś miał inne plany,bo telefon zadzwonił po raz piąty. Niechętnie wyciągnęłam rękę i zaczęłam macać w poszukiwaniu urządzenia. Znalazłam je i przysunęłam do ucha
-Halo?-mruknęłam przeciągając sylaby
-Ruszaj dupę i już do nas!-wydarł się głos po drugiej stronie
-Zamknij się Louis,ja śpię
-Żadne zamknij się! Już cię tu widze! Rusz ten swój śliczny tyłek i ubieraj się albo wyważę drzwi i sam to zrobię!
-Wal się
-Z tobą chętnie!
-Idiota
-Dziękuje-wykrzyknął i rozłączył się. Podniosłam się do pozycji siedzącej i z powrotem opadłam na poduszkę. Po chwili rozległo się pukanie, a raczej walenie do drzwi.
-Nie słyszę żebyś się szykowała! Mam tam wejść?!-darł się Louis.Jęknęłam przeciągle
-Idź sobie!
-Wstawaj!
-Nie!
-Zaraz idziemy na śniadanie a potem na miasto i nie będziemy na ciebie czekać!
Niechętnie wyplątałam się z pościeli i przetarłam zaspane oczy.
-Tori!
-No już wstałam!
-To otwórz drzwi!
Przesunęłam ręką po włosach i otworzyłam. Moim oczom ukazał się chłopak ubrany i jeansowe rybaczki i koszulkę w biało niebieskie paski.
 -To teraz idź do łazienki a ja wybiorę ci rzeczy-powiedział wchodząc do środka.
-Em no dobra-zgodziłam się niepewnie. Zabrałam czystą bieliznę i zamknęłam się w łazience. Wzięłam szybki prysznic i w samej bieliźnie stanęłam przed lustrem. Postanowiłam dzisiaj wyprostować włosy. Dawno tego nie robiłam. Ostatni raz w dzień przed wypadkiem. Byliśmy wtedy w kinie. Drake zawsze mówił,że bardzo ładnie mi w prostych. Uśmiechnęłam się blado do swojego odbicia. Znalazłam w szafce prostownicę i podłączyłam ją do prądu. W czasie kiedy się nagrzewała zrobiłam lekki makijaż, czyli wytuszowałam rzęsy, nałożyłam trochę różu na policzki i musnęłam usta błyszczykiem. Kiedy nabrała odpowiedniej temperatury wyprostowałam dokładnie włosy.
-Lou?-zawołałam podchodząc do drzwi. Z pokoju dochodziły dźwięki telewizora.
-No wreszcie! Ileż można? A nie czekaj, Zayn szykuje się dłużej-zaśmiał się-Co ty tam robiłaś?
-Włosy prostowałam
-Ooo
-Daj mi te ciuchy-uchyliłam drzwi i wystawiłam ręke. Chwile tak stałam-Lou?!
-Już-podał mi rzeczy
-Co to ma być?-zmarszczyłam brwi. Przyniósł mi krótką, pomarańczową sukienkę. Że niby ja mam iść w tym do miasta?! Na imprezę z chęcią,ale nie teraz!
-Eee ubranie?
-Nie założę tego!
-Czemu?
-Bo nie!
Usłyszałam jego westchnienie
-Idź już na śniadanie. Dojdę do was
-Nie mogę! Moim zadaniem jest cię przyprowadzić
Przygryzłam wargę. Nie pokażę mu się w samej bieliźnie.
-No to weź wyjdź na chwilę
-Nie!Wiadomości oglądam
Cholera! Zaczęłam otwierać wszystkie szafki. W jednej z nich znalazłam biały szlafrok z logiem hotelu. Narzuciłam go i szczelnie zakryta wyszłam z łazienki.Louis leżał na moim łóżku. Aww nawet je pościelił. Na mój widok uniósł brwi i śledził dokładnie każdy mój ruch. Wybrałam zestaw i wróciłam do łazienki, gdzie szybko się ubrałam.
-Możemy i.. Co ty robisz?-spytałam widząc go bawiącego się moim telefonem.
-A nic-chciał wyłączyć,ale nie zdążył,bo wskoczyłam na łóżko i wyrwałam mu urządzenie. Włączona była galeria.
-To ten Drake?-spytał cicho wskazując na powiększone zdjęcie.
-Taa- westchnęłam nawet na nie patrząc i zamknęłam folder. Gdybym to zrobiła pewnie by się rozkleiła jak zawsze kiedy oglądam nasze zdjęcia. Tommo przez chwilę przypatrywał się mojej twarzy w poszukiwaniu oznak smutku. Jednak kiedy nic takiego nie znalazł uśmiechnął się szeroko i ciągnąc mnie za ręke wyprowadził z pokoju. Schowałam telefon do kieszeni,zakluczyłam drzwi i zjechaliśmy na dół do stołówki.
Chłopcy siedzieli już przy stoliku i jedli śniadanie. Na nasz widok zaczęli się głupio szczerzyć.
-Co wy tam tak długo robiliście?- spytał Niall ruszając brwiami. 
-Aa nie twoja sprawa- powiedziałam zaplatając ręce na ramieniu Tomlinsona,który uśmiechał się głupkowato. Rozległo się zbiorowe "uuu". Debile. Przewróciłam oczami i śmiejąc się pod nosem wzięłam sobie z bufetu miskę płatków czekoladowych. 
*
Po skończonym śniadaniu udaliśmy się do miasta. Troche pozwiedzaliśmy, odwiedziliśmy pare sklepów, w których nic nie kupiliśmy, bo przez za głośne zachowanie z każdego nas wyrzucili. Zapamiętać żeby nigdy nie iść z nimi na zakupy. W międzyczasie znaleźliśmy małą kawiarenkę, gdzie kupiliśmy sobie po mrożonym jogurcie. Zmęczona całym tym chodzeniem usiadłam na ławce obok fontanny. Sprawdziłam godzinę. Dochodziła szesnasta.Powinnam zadzwonić do mamy. Miałam to zrobić wczoraj,ale jakoś tak wyleciało mi z głowy. Wybrałam odpowiedni numer. Odebrała po 3 sygnałach.
-Hej mamuś!
-Cześć,cześć no nareszcie dzwonisz! Martwiłam się. No opowiadaj jak tam jest
-Bardzo ciepło-zaśmiałam się- Mam pokój z niesamowitym widokiem na ocean
-Ale chyba nie śpisz z chłopcami?
-Nie, nie- westchnęłam nieco poirytowana-oni mają swój
-To dobrze. Przepraszam słonko,ale muszę wracać do pracy. Porozmawiamy jutro.
-Spoko. Pa- rzuciłam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. Wiecznie jest zajęta tą swoją pracą. Nie powinnam narzekać, bo dzięki temu stać mnie na wiele rzeczy. Czasami jednak mam wrażenie,że ja jej w ogóle nie obchodzę, a to całe nasze pożegnanie przed wyjazdem było tylko takim gadaniem, bo Liam wszystko słyszał. Głęboko westchnęłam i oparłam się o ławkę wyciągając nogi do przodu. Zamknęłam oczy i delektowałam się promieniami słońca ogrzewającymi moją twarz.Siedziałam tak pięć może dziesięć minut. Nagle coś mnie tknęło. Przypomniałam sobie o zdjęciu, które rano widział Louis. Wyciągnęłam telefon i weszłam w odpowiedni folder. Powiększyłam obraz i ujrzałam roześmianą twarz Drake'a. Uśmiechnęłam się lekko.Przełączyłam na kolejne. To przedstawiało chłopaka i mnie pod drzewem, na którym wyryty był napis V+D=♥. Doskonale pamiętam ten dzień. To było niedługo po tym jak zostaliśmy parą.

Wreszcie upragniony weekend. Krótka chwila odpoczynku po całym tygodniu sprawdzianów i kartkówek. Wstałam około 12 i w świetnym humorze przyszykowałam się do wyjścia z moim chłopakiem. Gdy byłam gotowa zjadłam szybkie śniadanie i usłyszałam dzwonek do drzwi. To był on. Przywitałam gościa czułym pocałunkiem. Trzymając się za ręce poszliśmy na spacer. Doszliśmy do małego jeziora. Weszliśmy na górkę, gdzie rosło niewysokie drzewo o rozłożystych i bardzo grubych gałęziach. Drake wdrapał się na jedną z nich i pomógł mi się na nią dostać. Siedzieliśmy półtora metra nad ziemią.
-Mam coś dla ciebie- powiedział i wyciągnął czarne, podłużne pudełeczko. Otworzyłam je i moim oczom ukazała się srebrna bransoletka z zawieszkami. Literka V, serduszko, flaga UK,kwiatek i kokardka. Była cudowna.
-Dziękuje- uśmiechnęłam się i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, który on pogłębił. Zapięłam bransoletkę a on w tym czasie odwrócił się do drzewa.
-Co robisz?-zaciekawiłam się
-Zobaczysz-posłał mi uroczy uśmiech. -Nie podglądaj-dodał kiedy chciałam zajrzeć mu przez ramię. Wróciłam do poprzedniej pozycji i zapatrzyłam się w dal. Byliśmy tu całkowicie sami. Nie wiem czy ktokolwiek wiedział o tym miejscu. Było tu tak spokojnie. Czysta woda ,pełno kwiatów, zielona trawa i śpiew ptaków. Jedynym śladem obecności człowieka był stary, zniszczony chodnik wokół jeziora i ścieżka,którą tu przyszliśmy. Uwielbiałam tu przychodzić. To było takie tylko nasze miejsce. Znaleźliśmy je jakiś czas temu całkowicie przypadkowo. Chodziliśmy bez celu po obrzeżach miasta i tak jakoś trafiliśmy tutaj.
-Już-powiedział szturchając mnie lekko. Spojrzałam na niego zdziwiona a on wskazał ręką na swoje dzieło. Tuż nad gałęzią, na której siedzieliśmy wyryty był napis V
+D=♥.
-Aww- tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. To było urocze. Przytuliłam się do chłopaka
-Kocham Cię-szepnął unosząc moją brodę i złożył na moich ustach słodki pocałunek. 


Uniosłam rękę i ujrzałam Tą bransoletkę. Nie wiem dlaczego ją założyłam. Dlaczego w ogóle ją spakowałam. Przejechałam palcem po serduszku. Na jego odwrocie wygrawerowane było "I Love U Always&Forever". Uśmiechnęłam się delikatnie. W oku zakręciła mi się łza. Szybko ją starłam i zamrugałam kilkakrotnie. Obiecałam sobie,że więcej nie będę płakać. Pogodziłam się już z tą sytuacją. Nie mogę wiecznie żyć przeszłością.
-O tu jesteś!- do rzeczywistości przywrócił mnie głos Harrego. Spojrzałam na niego mrużąc oczy
-A gdzie indziej miałabym być?
-No z nami... Szukaliśmy cię
-Przepraszam bardzo,ale to wy zostawiliście mnie tu samą
-Nie prawda!-zaprzeczył szybko. Za szybko. Uniosłam brew. Odwrócił głowę i zaczął gwizdać udając niewiniątko. Zaśmiałam się i poczochrałam go po czuprynie.
-Gdzie reszta?
-Eee nie wiem.. Rozdzieliliśmy się jakoś i trafiłam na ciebie.
-Więc kłamałeś... Wiedziałam,że was nie obchodzę!-zaczęłam udawać,że płaczę. Nie żebym się chwaliła,ale wychodziło mi to całkiem dobrze.
-Skarbie nie mów tak! Kochamy Cię!-mówił przejęty. -Niektórzy nawet bardziej niż myślisz..-mruknął bardzo cicho. Nawet nie jestem pewna czy dobrze usłyszałam. Może mi się wydawało... Zrobiłam dziwną minę obserwując loczka, który patrzył na mnie z troską. Zrobiło mi się tak jakoś dziwnie ciepło na sercu. Nagle wybuchnęłam śmiechem.
-Przecież wiem głupolu. Udawałam- wystawiłam język. Zamrugał zdziwiony
-Sama jesteś głupolem!- zawołał i zaczął mnie łaskotać
-Aaa!-wyrwałam mu się i tak zaczęła się gonitwa wokół fontanny. Bawiliśmy się jak małe dzieci. W pewnym momencie Harry zmienił kierunek i wpadłam prosto w jego ramiona. Uniósł mnie do góry i zaczął się kręcić. Odchyliłam się lekko do tyłu, uniosłam ręce i zgięłam nogi w kolanach. Wyglądało to jak scena z jakiejś komedii romantycznej. Brakowało tylko deszczu. Styles widocznie pomyślał o tym samym, bo gdy nasze spojrzenia spotkały się wybuchnęliśmy śmiechem. Odstawił mnie i odgarnął do tyłu włosy,które zasłoniły mi pół twarzy. Spojrzałam mu w oczy. Hipnotyzowały zielenią. Przyciągały mnie. Odwrócenie od nich wzroku było wręcz niemożliwe, a jego twarz była coraz bliżej mojej. Nie potrafiłam zebrać myśli. Wiedziałam,że to co się zaraz stanie nigdy nie powinno się wydarzyć. Jednak ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Jego przyspieszony oddech owiewał moją rozgrzaną twarz. Nasze usta dzieliły zaledwie milimetry...
__________
Wiem,że znowu namieszałam.
To nie do końca tak miało wyglądać,ale przyjaciółka podsunęła mi całkiem sensowny pomysł i dlatego zakończyłam ten rozdział w taki a nie inny sposób. Mam nadzieję,że się podoba! ;)

Z tym rozdziałem wyrobiłam się szybko i mam nadzieję,że przy następnych też dam radę, bo akcja coraz bardziej rozkręca się. Chociaż znając mnie pewnie jeszcze nie raz zmienię zdanie i namieszam jeszcze bardziej xd

Czytasz=komentujesz! :)

Do następnego! xx    

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 17

-Proszę zapiąć pasy, za chwilę lądujemy.
Wpatrzona w okno powoli wykonałam polecenie. Widok był cudowny. Już nie mogę się doczekać aż wskoczę w bikini i wyłożę się na jednej z tych piaszczystych plaż. Lekko nami zatrzęsło i samolot wylądował. Ledwo wyszłam a oblały mnie gorące promienie słońca. Ściągnęłam bluze i przeciągnęłam się. Poczekałam chwile na chłopaków i wspólnie odebraliśmy bagaże. Tak jak obiecał Paul przed wyjściem z lotniska czekał na nas czarny Range Rover
-Ja z przodu!-zawołał Zayn podbiegając do auta. Oparłam się o drzwi żeby nie mógł otworzyć
-Chyba cie pojebało! Ja!
-Ale..
-Dziewczyny mają pierwszeństwo!-pokazałam mu język. Mruknął coś niezrozumiale pod nosem i usiadł z tyłu. Szofer zapakował nasze walizki do bagażnika i kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca ruszyliśmy do hotelu. W pewnym momencie dostałam sms
Od: Paul
"Ja już doleciałem,więc wy pewnie też. Nie rozrabiajcie za bardzo. Spotkamy się za 3 dni i wtedy chłopcy zaczną pracę. Do tego czasu macie wolne. Trzymajcie się! A i twoja mama myśli,że jestem teraz z wami. " 
No ładnie okłamał moją mamę. Pewnie tylko dlatego tak łatwo się zgodziła. Tak jak mówił wcześniej poleciał do Nowego Jorku. Jeszcze w Londynie się z nami pożegnał i przekazał mi pare rzeczy potrzebnych do odebrania kluczy w hotelu. Po jakiś 20 min jazdy pojazd zatrzymał się. Hotel robił wielkie wrażenie. Chłopcy dosłownie wylecieli na zewnątrz tworząc na ziemi ludzką kanapkę. Zaczęłam się śmiać z tych jęczących ciamajd i powoli wysiadłam. Wzięłam swoje walizki i weszłam do przytulnie urządzonego wnętrza. Po chwili cała piątka stała za mną. Kazałam im zaczekać a sama podeszłam do przyjaźnie wyglądającej recepcjonistki. Chwile z nią rozmawiałam, pokazałam co miałam pokazać i otrzymałam dwa klucze. Zmarszczyłam brwi.
-Co nie tak? Jedynka i piątka. Tak było zarezerwowane-wyjaśniła mi kobieta. Odetchnęłam z ulgą. Kocham ich, ale dwóch tygodni przy jednej łazience bym z nimi nie wytrzymała.
-Nie,nie wszystko w porządku. Dziękuje-pożegnałam się i wróciłam do chłopaków.
-Idziemy-zamachałam kluczami
-Czemu tylko dwa?-zdziwił się Louis

-Bo ja sama a wy razem-zaśmiałam się widząc na jego twarzy nutkę zawiedzenia. Spojrzałam na klucze. Miałam nr 1422 a oni 1428. Strzelam,że to ósme piętro.Weszliśmy do windy i nacisnęłam odpowiedni guzik. Chwile później byliśmy na górze. Yeah moja intuicja nie zawodzi! Wyprzedziłam przyjaciół i wpadłam do mojego tymczasowego pokoju. Pierwsze co zrobiłam to otwarcie do szeroka dużego okna. Rozciągał się z niego przepiękny widok na Ocean Atlantycki. Chwile tak stałam z głową za oknem i zbyt szerokim uśmiechem na twarzy. Bądźmy szczerzy. Wyglądałam jak idiotka a utwierdził mnie w tym czyjś śmiech. Spojrzałam w dół i na chodniku ujrzałam zwijającą się brunetkę. Zmrużyłam groźnie oczy chociaż ona pewnie i tak tego nie widziała. Kiedy zorientowała się,że na nią patrzą wyszczerzyła się i pomachała mi. Prychnęłam i przymknęłam okno zostawiając je tylko lekko uchylone. Rozejrzałam się po pokoju. Był dość duży i urządzony w fajnym stylu. Przy oknie stało duże,wyglądające na bardzo wygodne łóżko. Obok niego mała szafka nocna. Na przeciwko posłania znajdowała się komoda z plazmą a obok niej jasny fotel i mały stoliczek. Natomiast po drugiej stronie pokoju stała biało brązowa szafa. Rozpakowałam się i weszłam do łazienki wyłożonej płytkami w kolorze morskim. Zmęczoną twarz przemyłam zimną wodą i od razu nieco się ożywiłam. Wzięłam szybki prysznic i owinięta białym,puchatym ręcznikiem wróciłam do pokoju. Było troche po siedemnastej,a słońce nieźle grzało.Wybrałam z szafy zestaw i z powrotem byłam w łazience. Ubrałam się i stanęłam przed lustrem. Wytuszowałam rzęsy i musnęłam usta truskawkowym błyszczykiem. Włosy rozpuściłam i przeczesałam palcami. Opuściłam pomieszczenie i po wsunięciu telefonu do kieszeni wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi i już miałam ruszać do windy kiedy usłyszałam znajomy głos.
-Tori!Gdzie idziesz?-spytał Zayn
-Przejść się. Poznać okolicę-wzruszyłam ramionami
-Idę z tobą!
-My też!- zza drzwi znad przeciwka wyskoczył Louis a zaraz za nim pojawiła się reszta.
-Jak chcecie..
Poczekaliśmy aż Liam zakluczy drzwi i ruszyliśmy do windy. Zostawiliśmy klucze w recepcji i wyszliśmy przed budynek.
-To gdzie idziemy?-spytał wesoło Harry
-A ja wiem...-zastanowiłam się chwile- w lewo!
 A czemu nie w prawo?-wyrwał się Louis-Masz coś do tej strony? Myślisz,że jest gorsza od, od lewej?Nie jest dla ciebie wystarczająco dobra?-spytał z wyrzutem. Wszyscy patrzyliśmy na niego jak na idiotę

-Okey to chodźmy w prawo-westchnęłam
-Nie! Prawa strona ma focha!- Tommo założył ręce na piersi i tupnął nogą. Wyglądał jak obrażony pięciolatek. Z kim ja żyję? Cudem powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. Podeszłam do niego i położyłam mu ręke na czole.
-Co ty robisz?-zdziwił się
-Sprawdzam czy czasami nie masz gorączki-wyjaśniłam z poważną miną
-Czemu miałbym mieć?-zdziwił się jeszcze bardziej. Odsunęłam się i pokręciłam głową z politowaniem. To jednak nie wina upału,,
-Idziemy wreszcie? Głodny jestem!-zakomunikował Horan. Jeszcze przez chwilę spieraliśmy się o stronę naszej wędrówki. W końcu padło na moje. To było do przewidzenia. Jak się na coś uprę to nie ma zmiłuj się. Ja tak łatwo nie odpuszczam.
*
Po kilkunastominutowym spacerku znaleźliśmy się pod McDonald's. Niall jako pierwszy ruszył do kasy i zaczął składać zamówienie
-Poproszę 5 cheeseburgerów, 5 hamburgerów, 3 duże frytki, 2 ciastka, nuggetsy, dużą cole i Mcflurry.
Wpatrywaliśmy się w niego z szeroko otwartymi ustami. Ocknęłam się i przyjrzałam menu
-Dla mnie 3 hamburgery, duże frytki, nuggetsy, ciastko i szejk waniliowy, a wy? - z szerokim uśmiechem odwróciłam się do pozostałej czwórki. Tak samo jak wcześniej w Nialla teraz wpatrywali się we mnie.
-Nie wierzę że ty to zjesz-powiedział zszokowany Louis
-Założymy się?-uniosłam brwi i wyciągnęłam do niego rękę
-Jasne o co?-chwycił ją
-Em.. o satysfakcje?-spytałam głupio. Nie sądziłam,że naprawdę będzie chciał to zrobić
-Nie ma tak-zaśmiał się- Jeśli wygram to..-zamyślił się- to przebiegniesz nago po hotelu-poruszał brwiami a ja wybałuszyłam oczy. On jest normalny?!
-Że co?-spytałam nie dowierzając
-To co słyszałaś-pokazał mi język
-Okey a jeśli wygram ja wtedy ty to zrobisz i dodatkowo zapukasz do jakiś drzwi i mocno przytulisz osobę,która otworzy-wyszczerzyłam się a pasiasty głośno przełknął ślinę
-Zakład stoi-powiedział powoli jakby ze strachem. No proszę was. Mi kazał to zrobić a sam się boi? Pff przecież to nic takiego dla wielkiego Louisa Williama Tomlinsona.
-Szykuj się Tomlinson-zaśmiałam się
-Chyba ty!-odpyskował a na moje usta wkradł się ironiczny uśmiech. Wprost nie mogę się tego doczekać. To będzie niezapomniany widok. Nie ma szans żeby się z tego wymigał. Zakład to zakład! Jego śliczne oczęta nic tu nie pomogą!
*
Kiedy wszyscy dostali swoje zamówienia zapłaciliśmy, tzn. oni zapłacili, bo uparli się,że zrobią to za mnie.. znowu i zaczęliśmy wypatrywać wolnego stolika.
-Tam!-Liam wskazał duży stolik w kącie. Usiadłam pod oknem a obok mnie Niall i Liam a na przeciwko Louis, Harry i Zayn.
-Na pewno to zjesz? Bo wiesz jak coś to mów. Nie pozwolę żeby coś się zmarnowało.-zwrócił się do mnie Niall.
-Skarbie nie wiesz ile ja potrafię zjeść-zacmokałam na co Louis lekko pobladł. Chyba, ba na pewno nie spodziewał się przegranej. Zabraliśmy się za jedzenie.
Po jakiś 20 min został mi tylko hamburger i pół szejka. Niall już zjadł i teraz wpatrywał się w to jak powoli rozpakowuję bułkę.
-Nie patrz się tak, idź sobie po jeszcze a nie.
Spojrzał na mnie, wyszczerzył ząbki i poszedł do kasy. Liam kończył swoje frytki. Harry poszedł do łazienki, Zayn pił cole a Lou patrzył na mnie z niedowierzaniem
-Chyba jednak już nie mogę-jęknęłam łapiąc się za brzuch.
-Yeah! Wiedziałem!-zaczął się cieszyć
-Lol żartowałam!-zaśmiałam się i dokończyłam moją porcję. Od razu mina mu zrzedła. W tym czasie wrócił Hazza. Spojrzał na mnie a potem na Louisa
-Żeś sie urządził. Powodzenia stary- zaśmiał się i poklepał go po ramieniu. Widząc jego piorunujące spojrzenie szybko zabrał dłoń.
-To co? Idziemy dalej?-spytał Daddy. Powyrzucaliśmy śmieci do kubła, tacki ułożyliśmy na półeczce i wyszliśmy z lokalu. Po drugiej stronie ulicy zauważyłam sklep spożywczy. Ignorując pytające spojrzenia przyjaciół przebiegłam do pasach i weszłam do środka. Szybko znalazłam co chciałam i po zapłaceniu wróciłam do moich towarzyszy.
-Tobie jeszcze mało?-spytał Harry
-No co? Na żelki zawsze znajdę miejsce!-zaśmiałam się
-Ona jest jak troche bardziej ogarnięta wersja Nialla- stwierdził Zayn śmiejąc się
-Ja tu jestem! Foch!-zawołał Horan
-Wybacz,ale to prawda. Jesteś nieogarnięty-powiedział Tommo klepiąc go po plecach
-Ale ty tak nie uważasz,prawda?-farbowany spojrzał na mnie z nadzieją.
-Wieeeesz...
-Foch forever na 5 sekund! Powiedziałbym jeszcze z kapturem,ale go nie mam, więc z przytupem! -zawołał i tupnął nogą
-Oj Niall, Niall..-wybuchnęłam śmiechem a reszta mi zawtórowała.
**
Spacerowaliśmy brzegiem oceanu pozwalając aby woda obmywała nasze stopy. Słońce powoli zaczynało chować się za horyzont a jego kolory zaczęły się zmieniać niczym kameleon i przybierać barwę pomarańczy,złota i czerwieni. Na bezchmurnym niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Widok dookoła zapierał dech w piersiach. Słychać było tylko szum fal. Wszystko to wprawiało mnie w zadumanie, odczuwałam taki wewnętrzny spokój. Jednak nie dane mi było nacieszyć się tym zbyt długo, bo oczywiście ktoś musiał przerwać tę  cudowną ciszę.
-Głodny jestem-jęknął Niall
-Przecież dopiero co jadłeś czipsy-mruknął Liam
-To było godzinę temu! Mój żołądek domaga się jedzenia!
-To wracamy?-spytałam.
Wszyscy przytaknęli i ruszyliśmy do hotelu. Droga powrotna zajęła nam około pół godziny. Zabraliśmy swoje klucze i windą wjechaliśmy na nasze piętro
-Dobranoc chłopcy-powiedziałam otwierając drzwi
-Dobranoc Tori-odpowiedzieli chórem.
Weszłam do łazienki zabierając po drodze piżamę składającą się z białej koszulki z pandą i materiałowych szortów w kratę. Przebrałam się i umyłam zęby. Wróciłam do pokoju i chwile po zakopaniu się w cieplutkim łóżeczku odpłynęłam do krainy snów.
_______________________
Heey! ;)
Udało mi się skończyć szybciej niż myślałam. Właściwie miałam dodać go wczoraj,ale nie wyrobiłam się z czasem.
Nasi bohaterowie wreszcie dotarli do Miami. Jak wam się podoba?

Mam już jedną stronę rozdziału 18, więc myślę,że pójdzie mi równie szybko co z tym!
Trzymajcie kciuki żebym wyrobiła się do weekendu! ;D  

Czytasz=zostaw komentarz!
Do następnego! xx

niedziela, 10 lutego 2013

10 000 WYŚWIETLEŃ!

Wchodzę na bloga sprawdzić statystyki i wgl,a tu...

PRZEKROCZYŁAM 10 000 WYŚWIETLEŃ!

Bardzo Wam dziękuje! Gdyby nie Wy,na pewno nie pisałabym,nie miałabym dla kogo.
Ostatnio statystyki bardzo podskoczyły, pojawiło się dużo nowych czytelników.
Mam wielką nadzieję,że będziecie ze mną jeszcze przez dłuuuuuuugi czas. ;3

KOCHAM WAS! ♥

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 16

-Zostaw-mruknęłam nie otwierając oczu. Jakiś mądry ktoś cały czas pociągał za kabelek od moich słuchawek.
-No przestań- powiedziałam trochę głośniej i uchyliłam jedno oko. Ujrzałam wpatrujące się we mnie niebieskie tęczówki Louisa. Zamrugałam i w miarę możliwości przeciągnęłam się.
-Co chcesz?-spytałam wyłączając muzykę i przy okazji sprawdzając godzinę. Westchnęłam. Minęły dopiero niecałe 3 godziny. Przed nami jeszcze jakieś 7 <od aut: nie wiem ile leci się z Londynu do Miami. Powiedzmy że te 10 godzin>.
-Pogadać
Przez cały czas przyglądał się mojej twarzy. Zaczynało mnie to irytować.
-Okey, ale już mi sie tak nie przyglądaj
Zauważyłam na jego policzkach lekkie rumieńce. Zaśmiał się uroczo i spuścił wzrok.
-To.. O czy chcesz gadać?- odezwałam się po chwili niezręcznej ciszy
-Co to miała być za akcja z Hannah?- spytał prosto z mostu. Nie wydawał się zły. Raczej ciekawy
-Emm.. To był pomysł Harrego!
-A Harry powiedział, że twój..-uniósł brwi. Aa? Świnia! Na dziewczyny się nie zwala! Przecież to on zaczął! Ugh! Już ja go dorwę! Spojrzałam na Stylesa przez szparę między siedzeniami. Posłałam mu spojrzenie mówiące 'już nie żyjesz'. Pokazał swoje białe ząbki i pomachał mi. Zmrużyłam oczy i przeniosłam wzrok z powrotem na Tomlinsona. Patrzył na mnie wyczekująco.
-Nie dogadujemy się najlepiej- powiedziałam w końcu.
-To zauważyłem,ale czemu?
-Mam swoje powody
-Jesteś o mnie zazdrosna?-poruszał brwiami
-O ciebie? Pff chciałbyś-zaczęłam się śmiać. No dobra może troche byłam, ale to nie ma nic do rzeczy. A może ma? No bo przecież spójrzcie na jego wcześniejsze zachowanie w stosunku do mnie. Chociaż może ja to źle odbieram a on już po prostu taki jest. Tego do końca nie wiem, ale to nie zmienia faktu,że momentami ewidentnie mnie podrywał. Nawet moja mama to zauważyła i stwierdziła,że zachowujemy się jak stare dobre małżeństwo. 
-Więc o co chodzi?-zagadnął. Opowiedzieć mu o moich przygodach z panną Walker czy może lepiej nie?
-To.. Em.. Dawna znajoma
Wybrałam drugą opcję. Nie będę mu psuć związku. Jeżeli jest z nią szczęśliwy to postaram się to uszanować.
-To chyba dobrze?
-Właśnie nie.. Nigdy się nie lubiłyśmy
-Może czas to zmienić?-spytał a ja uniosłam brwi. Ja miałabym żyć w przyjacielskich stosunkach z tą wiedźmą?! Co to to nie!
-Prooooosze dla mnie-zrobił słodkie oczka a'la kot ze Shreka. Ugh on wie,że przy tym spojrzeniu zawsze wymiękam. 
-Spróbuje-powiedziałam niechętnie co i tak było kłamstwem. Nie miałam najmniejszego zamiaru się z nią zadawać.
-Yey!-zapiszczał i zaczął tańczyć swój dziwaczny taniec szczęścia. Ludzie z sąsiednich miejsc gapili się na nas jak na idiotów.
-Przestań. Siare robisz- pociągnęłam go za rękę żeby usiadł normalnie.
-Jam jest Louis Tomlinson! Ja robienie siary mam we krwi a zacna dziewoja się nie wtrąca!- zawołał na cały samolot. Tak Lou, pokaż wszystkim jaki jesteś mądry. Zaczął coś jeszcze wykrzykiwać. Nie chcąc na to patrzeć zniżyłam się w fotelu i zasłoniłam twarz włosami. Były rozpuszczone. Jakim cudem?! Przecież miałam kitkę! Dobra nie ważne. Teraz mi to nawet na ręke.
-To nic nie da i tak cie widzę!- zarechotał. Nagle spoważniał
-Czujesz to?-zmarszczył zabawnie nosek
-Co?-wyjrzałam spomiędzy włosów
-Marchewka! Czuję marchewki! Ja chce marchewkę! Marcheeeeeeeeewke!-zaczął wydzierać się na całe gardło
-Przymnij się!- wrzasnęłam równie głośno co on
-Nie!
-Proszę chłopaka w paskach i jego koleżankę o spokój-w głośnikach rozbrzmiał głos stewardesy
-Ja nic nie robie!-oburzyłam się
-Krzyczysz-odpowiedziała kobieta
-Ale ja tylko..
-Shh! Już cisza ma być-przerwała mi. Z naburmuszoną miną założyłam ręce na klatce piersiowej. Tommo zaczął się ze mnie śmiać. On zaczyna a ja obrywam. I gdzie tu jest sprawiedliwość?
-Nie śmiej sie ze mnie- fuknęłam na niego
-A czy marchewka sprawi,że mi wybaczysz?
-Być może
-Marchewkaaaa! Dajcie mi marchewki!-ponownie zaczął się wydzierać- Ja chcę marchewki- udawał,że płacze a ja zaczęłam śmiać się jak nie normalna
-Gdzie moja marchewka?! Potrzebuję jej! Marchewko chodź do mnie! Maaaaarchewko!- zaczął się rzucać. Trwało to dłuższą chwilę.
-Pomogłabyś a nie-popatrzył na mnie
-Nie!-pokazałam mu język
-Tak!
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Tak!
-Marchewka!- wrzasnęliśmy razem i zaczęliśmy się śmiać
Cały samolot się na nas skarżył oczywiście oprócz naszych przyjaciół którzy śmiali się wniebogłosy. Mogę się założyć,że gdybyśmy nie byli te kilka kilometrów nad ziemią już dawno by nas stąd wyrzucili.
-Dla mnie marchewki!
Spojrzałam na niego ze smutną miną
-Dla niej też! Ale jedną!
-Ej! 
-Dobra dwie,ale nie więcej! Marchewki są mooooje! Moje i tylko mooojjeee!
-Nie, bo moje!
-Dajcie im te cholerne marchewki!-wrzasnęła piskliwym głosem kobieta siedząca przed nami. Na oko miała jakieś 35 lat. Momentalnie ucichliśmy. Po chwili Tommo znowu zaczął. W pewnym momencie zauważyłam stewardesę siedzącą na ziemi za zasłonką. Trzymała się za głowę. Biedna.. Chyba przechodzi załamanie nerwowe. Zrobiło mi się jej szkoda.
-Pani da mu marchewki to sie zamknie-zawołałam do niej. Spojrzała na mnie, szybko wstała i gdzieś zniknęła. Po chwili wróciła z miseczką marchewek. Lou podbiegł do niej, wyrwał jej miskę i wracając oczywiście musiał się wypierdzielić. Na szczęście nic się nie wysypało. Pozbierał się i mamrocząc coś pod nosem wrócił na miejsce.
-Prosze- powiedział wyciągając najmniejszą marchewkę i podał mi ją. Najmniejszą?!
-No chyba cie głowa boli!
-Może troszeczkę-podrapał się po brodzie
-Dawaj to-wyciągnęłam ręke po miskę
-Nie-pokazał język i ugryzł kawałek warzywa.
-Grr-zawarczałam i rzuciłam się na niego.Zaczął się odsuwać i wyciągać ręke z miską byle dalej ode mnie dodatkowo drugą trzymał mnie żebym nie wstała. Prawie wylecieliśmy na przejście między fotelami. Louis spojrzał na siedzącego obok Liama, który od razu zrozumiał o co chodzi i wziął miskę. Dzięki temu niebieskooki miał wolną rękę  co dobrze wykorzystał i zaczął mnie łaskotać
-Dlaczego się nie śmiejesz?-zdziwił się
-Nie mam łaskotek-wystawiłam język
-Oh czyżby?-spytał z błyskiem w oku i teraz to on rzucił się na mnie. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
-A jednak!-uśmiechnął się triumfalnie i kontynuował łaskotanie mnie.
-Do-do-braa prze-przest-tań- wydyszałam przez śmiech
-Prosze nie przy ludziach. Poczekajcie aż będziemy w hotelu-jęknął Harry wyglądając znad mojego fotela. Rzeczywiście mogło to wyglądać dziwnie. Lou siedział na mnie i łaskotał co wiązało się z tym,że jego ręce były praktycznie wszędzie. Zawstydzony odchrząknął i wrócił na swoje miejsce. Poprawiłam bluze i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu mojej gumki. Przecież nie rozpłynęła się w powietrzu. Gdzieś tu musi być
-Tego szukasz?-usłyszałam głos Hazzy, który nadal mnie obserwował. Spojrzałam na niego lekko mrużąc oczy. W palcach obracał moją zgubę.
-Po co..-zaczęłam,ale powstrzymałam się- Wiesz co.. Nie chcę tego wiedzieć
Wyszczerzył ząbki,oddał mi gumke i usiadł. Zebrałam włosy i ponownie zrobiłam wysokiego kucyka. W tym czasie Louis odzyskał marchewki. Kiedy spostrzegł,że na niego patrzę odwrócił się plecami zasłaniając mi dostęp do miski.
-Nie zaczynaj znowu-jęknęłam. Widząc,że nie mam ochoty na jego głupie żarty poddał się i usiadł normalnie. Wyciągnęłam rękę a on zabrał miskę z pola mojego zasięgu
-Louis-zaczęłam groźnie
-Żartowałem przecież-zaśmiał się melodyjnie. Kolejne 2 godziny spędziliśmy na chrupaniu marchewek i gadaniu o głupotach.
*
Nudziło mi się i to strasznie. Louis grzebał w telefonie. Zapewne pisał z Hannah. Niall jadł coś, co przed chwilą przyniosła mu stewardesa. Liam poszedł do łazienki. Zayn spał na ramieniu również śpiącego Harrego, a ja nie miałam zbytnio co ze sobą zrobić. Spać mi się nie chciało a na słuchanie muzyki nie miałam ochoty. Mój wzrok padł na leżącą na ziemi torbę. Podniosłam ją i zajrzałam do środka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to żelki. Rozejrzałam się, czy nikt, a w szczególności pewien farbowany blondyn nie patrzy. Cichutko otwarłam paczkę. Wyciągnęłam książkę. Usadowiłam się wygodnie i podjadając żelki zatopiłam się w lekturze.
___________________________
Hey kochani! ;D
Nie wiem jak wam,ale mi ten rozdział się nie podoba. Teraz jak to napisałam ta akcja z marchewkami mi tu nie pasuje, ale trudno, niech już zostanie.
Ferie mi się kończą, więc nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział.
Te trzy rozdziały w dwa tygodnie to i tak dużo jak na mnie xd

Muszę się wam jeszcze pochwalić.. ;)
Wczoraj(7.02) minął rok odkąd zostałam Directionerką.
Równy rok odkąd ta piątka debili na stałe zagościła w moim serduchu ;3
Oczywiście znałam ich już wcześniej,bo od wakacji 2011 praktycznie co chwile widziałam WMYB w telewizji,ale zbytnio za tym nie przepadałam.
Sama sie sobie dziwie... Jak ja mogłam ich wcześniej nie lubić o.O
Właściwie nawet nie wiem jak to sie stało,że sie do nich przekonałam..Zaczęłam szukać ich w necie,oglądać fotki, xfactor, video diary i jakoś wpadłam ;3

Nie mogę uwierzyć,że ten rok minął tak szybko... Mam nadzieję,że wytrwam przy nich jeszcze długo,długo,długo ♥

Czytasz=zostaw komentarz ;)

Do następnego! xx

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 15

-Tori wszystko w porządku?- spytał zmartwiony Niall
-Tak tak-odparłam szybko ścierając łzy. Tak naprawdę nie było, ale oni nie muszą o tym wiedzieć. Nie będę zadręczać ich moimi problemami. Dla nich to przecież nic ważnego.Nie znali go. Nie znają- poprawiłam się w myślach. Dlaczego mówię o nim w czasie przeszłym? Przecież on żyje.. Tak jakby...
Poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramieniem. Uniosłam oczy i napotkałam czekoladowe tęczówki Malika. Uśmiechnęłam się lekko co on odwzajemnił i przyciągnął mnie bliżej do siebie. Tego w tej chwili potrzebowałam. O nic nie pytał, po prostu przytulił. W jego ramionach czułam się bezpiecznie.
Do końca szliśmy w ciszy. Ale nie była to ta cisza z rodzaju krępujących. Nikt nie chciał się odzywać. Każdy zatopiony był w swoim własnym świecie.
*
 Tak jak myślałam pod moim domem byliśmy dziesięć po drugiej. Szybko pożegnałam się z chłopakami i weszłam do środka. Dopiero po przekroczeniu progu mojego pokoju zorientowałam się,że ciągle mam na sobie bejsbolówkę Zayna. Uśmiechnęłam się pod nosem,ściągnęłam ją i położyłam na łóżku. To teraz trzeba się spakować.. Może lepiej najpierw wezmę prysznic. Tak też zrobiłam. Weszłam do łazienki i spięłam włosy w niedbałego koka. Rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Odkręciłam kurek a moje ciało oblał strumień ciepłej wody. Rozluźniłam się i po jakiś 15 min skończyłam. Wytarłam się dokładnie puchatym ręcznikiem,założyłam bieliznę a na to przydużą zjeżdżającą na jedno ramię koszulka ze Spongebobem. Opuściłam łazienkę i otworzyłam moją ogromną szafę. Z pod łóżka wytachałam olbrzymią walizkę, rozpięłam ją i podpierając się pod boki wróciłam pod szafe. Panował tu straszny nieład. Chyba najłatwiej będzie jeśli wywalę wszystko na podłogę. Jak pomyślałam tak zrobiłam i już po chwili siedziałam po turecku otoczona ciuchami.
*
Pakowanie zajęło mi ponad godzinę. Skończyło się tak,że miałam dwie duże walizki i sportową torbę podróżną do której spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, czyli laptopa, aparat, portfel, jakąś książkę o wampirach i kilka paczek moich ulubionych żelek. Swoją drogą to mam niezły zapas w pokoju. Żeby tylko Niall nigdy tego nie odkrył. Wstałam z podłogi i spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. Wskazywał 4:28. Cholera! Przecież o 5 mieliśmy być na lotnisku! Pognałam do łazienki. Wykonałam wszystkie potrzebne czynności i wróciłam do pokoju. Czeka nas dość długi lot, więc postawiłam na wygodę. Ubrałam luźne, szare spodnie dresowe, białą bokserkę, czarne trampki za kostkę a na szyję założyłam białe słuchawki. Włosy spięłam w wysokiego kucyka i byłam gotowa.
-Tori? Jesteś gotowa?-usłyszałam głos mamy-Chodź na śniadanie!
-Już ide mamo!-odkrzyknęłam
Wywlokłam walizki na korytarz. Spojrzałam na schody. A co się będę męczyć? Któryś tu przyjdzie i je zniesie. Tak wiem,jestem okropna. Zaśmiałam się i wróciłam po torbę. Przewiesiłam ją sobie przez ramie i do jednej z kieszonek wsadziłam mojego białego iPhona. Już miałam wychodzić,ale mój wzrok przyciągnęła leżąca na łóżku bejsbolówka. Jako że było chłodno założyłam ją. Po raz kolejny poczułam jego perfumy a uśmiech sam wkradł mi się na usta.
-Victoria!
-Idę!
Szybko zeszłam do kuchni i usiadłam przy stole a mama podała mi talerz pełen naleśników z syropem klonowym. Pyszności.
Ledwo zdążyłam zjeść a rozdzwonił się mój telefon.
-Halo?-odebrałam nie patrząc kto dzwoni. Ostatnio często tak robię.
-Jest 5 a was nie ma na lotnisku- usłyszałam zdenerwowany głos Paula
-No wieeem.. Przepraszam
-Macie szczęście,że to przewidziałem.. Samolot jest o 6. Pospieszcie się!-zakończył połączenie.
-Kto dzwonił?-zaciekawiła się moja rodzicielka
-Paul i kazał się pospieszyć bo czeka już na lotnisku
-Oh nie mogę uwierzyć,że się na to zgodziłam-westchnęła- Moja córeczka wyjeżdża na dwa tygodnie do Miami z piątką nie do końca zrównoważonych psychicznie chłopców.
-Maaamo- jęknęłam słysząc to określenie
-No dobrze czwórką. Liam jako jedyny jest dojrzały.- zaśmiała się a ja teatralnie przewróciłam oczami. Może o tym nie wspominałam, ale poznała ich jakiś czas temu.. Rozległo się pukanie do drzwi. Pobiegłam otworzyć i ujrzałam w nich właśnie Liama.
-Cześć!-przywitał mnie z uśmiechem. Po chwili jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Spowodowała to zapewne górna część garderoby jego przyjaciela,którą miałam na sobie.
-Hej!Wejdź!
-Gotowi?-spytałam kiedy przekroczył próg
-No właśnie nie bardzo. Chłopaki strasznie sie grzebią. Paul nas zabije.
-Przed chwilą dzwonił, już czeka
-Dzień dobry!- Liam przywitał moją mamę,która właśnie wyszła z kuchni
-Dzień dobry-odpowiedziała z uśmiechem.
-Pomożesz?-zwrócił się do mnie- Prędzej posłuchają ciebie niż mnie. Nie mam już do nich siły...-westchnął
-Jasne, ale jak zniesiesz moje walizki-wyszczerzyłam się
-Tori!-szturchnęła mnie mama
-No co?
Nie odpowiedziała tylko pokręciła głową. Payne skoczył na górę i wrócił z moimi walizkami.
-Coś mi się należy-wyszczerzył się i postukał palcem w policzek
-Dziękuje-zaśmiałam się i cmoknęłam go we wskazane miejsce
-Idziemy?-spytał
-Ty idź, ja zaraz przyjdę.
Wyszedł razem z moimi rzeczami i wpakował je do czekającego już pod domem mini busika. Odwróciłam się do mojej rodzicielki. Miała łzy w oczach.
-Będę tęsknić-powiedziała
-To tylko dwa tygodnie..
-I tak dużo.. Uważaj tam na siebie i nie rób nic głupiego, dobrze?
-Jasne
-Kocham Cię córciu-przytuliła mnie
-Ja ciebie też
-Zadzwoń od razu jak dolecicie-rozkazała
-Dobrze.. Muszę już iść- powiedziałam odrywając się od niej -Pa mamo!
Pomachałam jej i przebiegłam przez ulicę do domu chłopaków. Weszłam jak do siebie. Po co pukać? Oni i tak nie ruszą tyłka żeby otworzyć. Przed oczami śmignął mi Harry w samych bokserkach i kanapkę w ręce a za nim z kuchni wyleciał Nialler. Obaj dziko wrzeszczeli.
-Chłopcy spokój!-wydarłam się. W sekundzie zatrzymali się i spojrzeli na mnie-Już powinniśmy być na lotnisku! Harry ubierz się! Ruchy!!
-Tak jest kapitanie!- loczek zasalutował i pobiegł na górę.
-Niall pomóż może Liam'owi- wskazałam chłopaka, który brał właśnie jedną z walizek i niósł ją do busika. Horan pokiwał głową i poszedł w jego ślady. Okey to jeszcze Lou i Zayn. Weszłam na górę i do łazienki skąd dochodziły jakieś krzyki. Dostałam dzikiego napadu śmiechu. Otóż przed lustrem przepychało się pozostałe 2/5 One Direction. Spojrzeli na mnie jak na idiotkę i kontynuowali swoją kłótnię.
-Serio? Kłócicie się o żel do włosów?-zawołałam przez śmiech.-Błagam was!
-Tori powiedz mu coś!-jęknął Zayn-On mi cały wykorzystał- pomachał pustym opakowaniem- I jak ja mam teraz ułożyć włosy?!
-Nijak! Nie mamy czasu. Już powinniśmy być na lotnisku.
-Ale..
-Zayn-przerwałam mu- A nie możesz po prostu założyć czapki?
-To jest myśl!-zawołał i wybiegł z pomieszczenia by po chwili wrócić z szarą czapką z daszkiem na głowie.
-I jak?-spytał
-Dobrze, a teraz.. Ruchy!
Zeszliśmy na dół gdzie pozostali już na nas czekali.
-Gotowi?-spytał Daddy
-Tak!-odpowiedzieliśmy chórem i wyszliśmy z domu
-Ej!-Zayn pociągnął mnie za rękaw-Moja bejsbolówka..
Dopiero teraz to zauważył? Brawo za spostrzegawczość Malik.
-Do twarzy ci w niej- wyszczerzył się i poruszał brwiami
-Taa dzięki-zaśmiałam się
-Wsiadacie!-pogonił na Louis i usiadł z przodu. Szybko wsiedliśmy na tył i kierowca ruszył.
*
Po 20 min byliśmy na lotnisku. Całe szczęście,że nie było korków. Zabraliśmy swoje rzeczy i weszliśmy do środka. Od razu podszedł do nas Paul
-No nareszcie jesteście-zawołał gestykulując
-Cześć Paul nam też miło cię widzieć-powiedzieliśmy chórem. Spojrzeliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem. Higgins westchnął zrezygnowany i przetarł dłonią twarz. Chciał coś powiedzieć, ale uprzedził go głos z głośników informujący że za kilka minut startuje nasz samolot.
Przeszliśmy przez odprawę i udaliśmy się do samolotu. Okazało się że lecimy biznes klasą. Nie było aż tak dużo ludzi, więc mogłam spokojnie wybrać miejsce. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i wyjrzałam przez okienko. W stronę samolotu biegł Niall wymachujący batonikiem. Parsknęłam śmiechem.Nawet nie zauważyłam, że go nie ma. Jeszcze chwila i polecielibyśmy bez niego. Zdyszany blondynek wbiegł na pokład i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu miejsca. Zobaczył mnie i z wielkim uśmiechem ruszył w moją stronę. Kiedy był prawie na miejscu wylądował na ziemi. Nad nim stał Zayn z miną niewiniątka. Zanim Nialler zdążył pozbierać się z podłogi mulat zwinnie go wyminął i zajął miejsce obok mnie. Horan zjechał go wściekłym spojrzeniem i usiadł obok Liama, a Malik szczerzył się jak głupi do sera. Walnęłam go w ramię
-Ała! Za co to?- spojrzał na mnie
-Oj ty już dobrze wiesz za co
-Proszę zapiąć pasy, za chwilę startujemy - rozległ się głos stewardessy. Wykonałam polecenie i wyjrzałam przez okno. Samolot wystartował i wzniósł się w powietrze. Przed chwilę podziwiałam coraz to zmniejszające się widoki. Ponownie usłyszeliśmy głos stewardessy informujący,że można odpiąć pasy. Odpięłam się i rozłożyłam wygodnie na fotelu. Założyłam na uszy słuchawki i podłączyłam do nich telefon. Wsłuchując się w moje ulubione piosenki szybko zasnęłam.
_____________
Hejo mordeczki ^^
Co myślicie o tym rozdziale?
Następny nie wiem kiedy..
Postaram się jak najszybciej za niego zabrać. Mam już w głowie wstępny plan, ale znając moje szczęście znowu nie będę potrafiła ubrać tego w słowa...

Czekam na wasze komentarze! <3

Do następnego! xx